Etykiety

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FIT. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FIT. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 19 sierpnia 2014

Absoltny must have - stanik biegowy Shock Absorber

Podobno, żeby zacząć biegać potrzebujesz tylko dobrych chęci i odpowiednich butów. 
W sumie racja, o ile jesteś facetem. Zatem Panowie wszystko już wiecie, dlatego wyjątkowo możecie ominąć ten tekst. O pozostanie na stronie uprasza się natomiast wszystkie Panie. Lejdis, dziś porozmawiamy sobie o cyckach! 




foto: www.shockabsorber.co.uk


Ta kuriozalna prezentacja chyba dosyć wymownie pokazuje, od czego powinnaś zacząć swoją przygodę ze sportem. Jak Ci już opadną cycki, będzie za późno. Buty kup w drugiej kolejności
 
Nadal tu jesteś Mężczyzno?

Kupno stanika to nigdy nie jest prosta sprawa, ale wybranie tego sportowego w moim przypadku przypominało drogę przez mękę. Przymierzyłam chyba z milion sportowych topów i chyba Was nie zaskoczę jak powiem, że nic z tego nie wyszło. W końcu wyciągnęłam węża z kieszeni i postanowiłam zainwestować w swój biust (tudzież w markę Shock Absorber, jak wolicie). Piszę zainwestować, aczkolwiek każdy kto usiłował kupić dobry stanik wie, że to nie są tanie rzeczy. Tak niestety jest też w przypadku staników sportowych. Ich ceny zaczynają się od 200 zł i idą sobie w górę. Zupełnie jak cycki w czasie biegania

Active Multi Sports SupportActive D+ Flexi WireActive Shaped Support
foto: www.shockabsorber.co.uk

No, a teraz zostały nam do omówienia same miłe sprawy Ja wybrałam S5044 Ultimate Run Bra - model typowo biegowy, ale są również takie dedykowane na fitness i tak dalej. Ja jednak wychodzę
z założenia, że to co do biegania, na pewno nada się też na siłownie, na odwrót niekoniecznie. Wybór jest zatem quite easy. 

Dobranie samego rozmiaru zostawiłam brafiterce, miałam więc gwarancję, że z moim stanikiem wszystko będzie w  porządku, ale pewności nabrałam dopiero podczas pierwszego testu. Kochaniutkie, niebo, a ziemia! Nic nie uwiera, nic nie lata, w zasadzie tak jakby nie było cycków! Naprawdę nie wiem, jak mogłam biegać bez niego ;-) 


Active Zipped PlungeActive Flexi WireUltimate Gym Bra 
foto: www.shockabsorber.co.uk

Wszystkie modele biustonoszy ShockAbsorber wyglądają całkiem sympatycznie – w większości mają klasyczny wygląd, ale często są przełamane jakimś wyróżniającym się elementem. A to kolorowa wstaweczka, a to kontrastowa podszeweczka… Dla każdego coś miłego. O tym, że są wykonane ze specjalnego, oddychającego, szybkoschnącego materiału, pisać chyba nie muszę, ale dodam jeszcze jeden istotny fakt. Dobrze dobrany Shock Absorber, uwydatnia biust, także spokojnie możecie pożegnać się ze spłaszczonymi bułami, które formują Wam zwykłe biustonosze aspirujące do bycia tymi lepszymi, sportowymi.

Biustonosze Shock Absorber możecie kupić w wielu sklepach. Widziałam je zarówno w sieciówkach sportowych oraz w typowych sklepach z bielizną. Możecie też poszukać tego szczęścia w Internecie. Na stronie producenta, oprócz symulatora wstrząsów, znajdziecie też aplikację, która ułatwi Wam dobranie odpowiedniego modelu oraz rozmiaru (bounce-o-meter - serio tak się nazywa :D). Ja jednak polecam spotkanie z panią brafiterką. 



Cykliczne spotkania z ekspertami Shock Absorber odbywają się w wielu miejscach, w zasadzie wszędzie tam, gdzie można spotkać sportowców. Ja uczestniczyłam w takowym w sklepie Fast Foot przy ul. Żelaznej. Takie spotkania odbywają się tam dosyć często, zatem polecam śledzenie fb, tym bardziej, że przy okazji spotkań eksperckich chłopaki dorzucają kilka procent rabatu. W ogóle właściciele to bardzo mili ludzie, w dodatku częstują szarlotką, także wpadajcie tam w ogóle ;-)

Jeśli jeszcze nie jesteście przekonane, że warto mieć takie cacuszko, za rekomendację niech Wam posłuży informacja, że nabyłam właśnie drugi egzemplarz ;-)


środa, 26 lutego 2014

Rozciąganie po treningu. 30 days joga challenge.


Mogłabym Wam napisać, że rozciąganie to bardzo ważny element treningu. Pomaga w regeneracji mięśni, rozluźnia, wycisza przed snem. Ale to już pewnie wiecie, a i tak mogę się założyć, że nie ma wśród Was ani jednej osoby, kto wykonuje streching po każdym wysiłku fizycznym. W zasadzie wcale się Wam nie dziwie, mi też się na ogół nie chce, ale grunt to mieć dobrą motywację.


U mnie zaczęło się od zdjęcia niżej. Znalazłam je gdzieś w necie i pomyślałam, że też tak chce. Zaczęłam przegladać youtube w poszukiwaniu jakiś fajnych ćwiczeń rozciągająco-siłowych, ale wiadmo - jak się czegoś szuka, to się tego na pewno nie znajdzie. 




Przypadek chciał, że gdzieś w podpowiedziach pojawił mi się film z asanami. (Czytasz dalej czy nadal przyglądasz się pani ze zdjęcia?) Z jogą jakoś nie było mi do tej pory po drodze. Kiedyś co prawda wylądowałam na jakiś zajęciach, ale pamiętam z nich tylko chrupotanie mojego kręgosłupa. To był mój pierwszy i ostatni raz. Ale trafiłam na zestaw ćwiczeń przygotowany przez ekipę doyoujoga. Czemu nie, pomyślałam.



30 days joga challange to trzydziestodniowy program dla początkujących, którego zadaniem jest zapoznanie i zachęcenie do regularnej aktywności. Prowadząca, Erin Motz jest sympatyczna, przystępnie tłumaczy jak należy prawidłowo wykonywać ćwiczenia i pokazuje je w kilku wersjach - dla bardziej i mniej rozciągniętych ;)


Filmy trwają średnio 15 minut i są podzielone na różne bloki tematyczne. Erin pokazuje asany, które powinny wykonywać osoby pracujące w biurze, biegacze, oraz takie, które należy robić aby się odprężyć, zwalczyć ból kręgosłupa albo dobrze spać. Są też klasyki – ćwiczenia pomocne przy robieniu szpagatu, stania na rękach albo żurawia (na marginesie - Ewa Chodakowska, you are not doing it right!) 

Foto: jogakontancin.pl

Mimo, że z systematycznością nie jest u mnie najlepiej, udało mi się ukończyć cały program. Oczywiście nie dałam rady ćwiczyć codziennie, ale często robiłam po kilka odcinków jednego dnia. Najczęściej oczywiście ćwiczenia dla biegaczy :-)


Chociaż nie udało mi się całkowicie wykonać wszystkich asanów (przeklęty pies!) i nie zauważyłam jakiejś znacznej poprawy elastyczności mojego ciała, zdecydowanie Wam ten program polecam. Dzięki różnorodności ćwiczeń poczułam, które mięśnie pracują podczas których czynności i dziś jest mi łatwiej efektywnie rozciągać się po treningu. A, no i moje spostrzeżenie – joga na sucho jest trudna. Zdecydowanie fajniej się ją ćwiczy po jakiejś innej aktywności, kiedy nasze mięśnie są rozgrzane. 

Foto: bezstresowy.pl

Tak, zdaje sobie sprawę, że joga to cały proces – medytacja, przekazywanie wiedzy z mistrza na ucznia, chyba wegetarianizm i to bardzo nieładnie z mojej strony, że traktuję ją po prostu jako aktywność fizyczną. Tak, jestem hipokrytką, ale za to z całkiem nieźle opanowaną teorią rozciągania. I wiecie co? Joga naprawdę relaksuje :) No i musicie przyznać, joginki są całkiem seksowne :) Więc jeśli tak jak ja macie lenia, powieście sobie taką fotę nad łóżkiem i zacznijcie ćwiczyć. Spodoba się Wam :) Pierwszy odcinek tutaj: 





Uprzedzę pytania; nadal nie robię tak jak pani ze zdjęcia – nie mam odpowiednich szpilek :) .


poniedziałek, 10 lutego 2014

Podsumowanie - styczeń 2014


To musiało się tak skończyć. Imprezowanie z przeziębieniem, testowanie butów w topiącym się śniegu i notoryczne niedospanie w końcu mnie rozłożyły. Niby jeszcze nie umieram, ale dziś zamiast biegania z Night Runners siedzę pod kołdrą i piszę dla Was post. W sumie to chyba nie ma tego złego, co sądzicie?


Zacznę od tego, że w końcu nawiązałam łączność z kimś, kto otwartym tekstem mówi; biegasz za wolno, za rzadko, po prostu you're doing it wrong. I wiecie co? Ma rację. Dzięki Łukasz ;) 





Planuje poprawę sytuacji. Plan naprawczy rozpoczynam od przeglądania statystyk na Endomondo. Na pierwszy ogień – styczeń. Oto czym zajmowałam się w pierwszym miesiącu tego roku:


bieganie – 7 godzin, 26 minut i 5 sekund, przebiegnięte 67.08 kilometrów, spalone 4779 kalorie,
aerobik – równe 9 godzin i 4587 spalonych kalorii,
gimnastyka – 40 minut – 177 kalorii na minusie,
joga – 2 godziny, 50 minut – 653 kalorie mniej,
pilates 15 minut, ubyło 52 kalorie.


Wychodzi, że w styczniu ćwiczyłam 19 godzin, 31 minut i 5 sekund spalając przy tym 10 247 kalorii. 21 dni treningowych. Czy to dobrze? Rok temu powiedziałabym, że świetnie, ale biorąc pod uwagę moją aktualną kondycję oraz ambitne plany wynik jest dość słaby. Mimo tego, daje sobie plusa za regularność. Luty trwa dopiero 10 dni, a już widzę, że będzie ciężko utrzymać ten poziom. Idelanie byłoby trenować przynajmniej sześć razy w tygodniu, ale kto ma na to czas. Z drugiej strony, trening to nie obowiązek, a luksus, więc trzeba go regularnie kosztować :-) 




W styczniu biegałam głównie wieczorami w mrozie i śniegu, więc starałam się nie spinać, żeby się nie zniechęcić. Podczas aerobiku towarzyszyła mi najcześciej Mel B., a pod koniec miesiąca jej miejsce zajął Shoun T i jego T25. Jednak, z uwagi na wrześniowy maraton, muszę się skoncentrować głównie na bieganiu, a trening siłowy potraktować jako jego uzupełnienie. Muszę też wrócić na basen – nie wiem dlaczego tak dawno tam nie byłam.

To tyle z moich dzisiejszych refleksji. Korzystając jednak z okazji, że nawiazuje z Wami łączność przyznam się, że już zdążyłam odpuścić jeden z planów na ten miesiąc – nie wystartowałam w Grand Prix Warszawy. Trochę z winy mojej, trochę z niemojej, w każdym razie rozpaczliwie poszukuję osoby, która pomoże mi zorganizować pakiet na Bieg Wedla. Przecież Wam też zmieniają się plany, nie? W ramach usprawiedliwienia, do planów marcowych dołączam bieg Tropem Wilczym.

Za miesiąc kolejne podsumowanie. Będzie albo świętowanie, albo linczowanie. Zostańcie, warto :) 




sobota, 18 stycznia 2014

Follow me - rzecze rok 2014, czyli plany, postanowienia i wyzwania na ten rok.


Nowy Rok zaczałą się bardzo leniwie. Nie chciało mi się ćwiczyć ani zdrowo odżywiać. Jak to mówią jaki Nowy Rok, taki cały rok, istniało więc niebezpieczeństwo, że kolejnych 12 miesięcy spędzę na kanapie z pilotem (ewentualnie z browarem) w ręku, a mój tyłek wróci do swoich kolosalnych rozmiarów. 

Kilka dni temu, kiedy biegałam w stanie niezłego podminowania, pomyślałam, że jednak się nie dam. Spiszę sobie swoje postanowienia, ogłoszę je światu i będę konsekwentnie realizować.



Zatem, póki się rozmyślę, moje cele na 2014 rok:

  1. Wystartować w Półmaratonie Warszawskim – wierzę, że dam radę go przebiec, tylko jak to do cholery zrobić w 2 godziny?
  2. Przebiec Maraton Wrocławski – Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale to będzie najlepszy prezent na urodziny ever :)
  3. Skończyć studia – nie pytajcie. Just do it!
  4. Remont mieszkania – robie go od zawsze, w tym roku skończę.Promise!
  5. Przepłynąć pod archem w Blue Hole – to może być trochę trudne, bo mam uprawnienia tylko na powietrze. No i na Nitrox, ale nie taki jak trzeba. No cóż, się pomyśli.

Nie tak wiele i nie tak strasznie, prawda? Musi się udać! Nie wiem tylko skąd wezmę na to wszystko czas, w każdym razie, teraz jak już wiecie będzie mi głupio sie wycofać ;) Żeby być do końca szczerą, powiem Wam, że po cichu myślę jeszcze o rzuceniu palenia. Teoretycznie postanowiłam zrobić to w poniedziałek, ale coś czuję, że to się jeszcze zobaczy.

Jeśli podobnie jak ja, macie problemy z konsekwencją, dajcie znać, podeślijcie Wasze postanowienia. Będę monitorować Wasze postępy i trochę Was poopierdalam w słabszych momentach. W tym jestem na prawdę dobra! :) Jeśli nie, to trudno, wystarczy, że będziecie trzymać za mnie kciuki. :)



poniedziałek, 6 stycznia 2014

Trzy aplikacje na telefon, dzięki którym schudniesz.


Mamy Nowy Rok. Wraz z nim zapewne macie wiele postanowień. Niech zgadnę, dieta, minus dziesięć kilo, regularne treningi z Chodakowska? Ja w tym roku wyjątkowo takowe odpuszczam (no dobra, rozważam jeszcze rzucenie palenia), bo całkiem spontanicznie udało mi się wprowadzić do mojego życia zmiany, w których trwam do dziś. A w osiągnięciu zamierzonych efektów żywieniowo-sportowych pomogły mi trzy aplikacje na telefon. Dziś dzielę się z Wami tą wiedzą tajemną i sugeruje również je zainstalować na swoich komórkach, szczególnie jeśli tak jak ja macie słabą silną wolę.


Dwóch pierwszych programów możemy używać zarówno w telefonie, jak i na komputerze. Dzięki temu mamy cały czas do nich dostęp, co może okazać się bardzo istotne jeśli zamierzamy na serio podejść do tematu dietowo-fitnessowego. Ich użytkowanie najlepiej rozpocząć od założenia profili w każdej aplikacji. Po wpisaniu swojej wagi, wzrostu będziemy mieli pewność, że przedstawione w nich efekty naszych wysiłków będą wiarygodne. Oprócz tego dołączymy do całej społeczności użytkowników, z którymi będziemy mogli utrzymywać kontakt oraz porównywać swoje wyniki.



  1. Endomondo – aplikacja rejestrująca wyniki aktywności fizycznej. Zainstalowałam ją kiedy po raz pierwszy poszłam biegać. Dzięki temu dziś pierwszy zapis przebiegniętego kilometra nie tylko wywołuje uśmiech na mojej twarzy, ale też motywuje mnie do kolejnych treningów. Dzięki Endomondo, który współpracuje z GPSem, możemy śledzić swoje trasy, tempo oraz spalone dzięki treningowi kalorie. Oprócz tego program pokazuje naszą playlistę oraz pogodę podczas której ćwiczymy. Ale to aplikacja nie tylko dla biegaczy. Możemy w niej zapisać każdy rodzaj treningu, który wykonujemy, zarówno aerobic, siłownię, jogę, czy mecze piłki nożnej albo partie tenisa. Możliwości jest mnóstwo :-) A wszystkie aktywności możemy podziwiać w kalendarzu, dzięki któremu wiemy co i kiedy robiliśmy. Dla mnie to najważniejsza opcja ;-) Ciekawa jest pepltalk, która umożliwia przesłanie komunikatów głosowych do osób, które w danym momencie ćwiczą. Dzięki temu możemy zmotywować znajomych albo poprzeszkadzać im w czasie treningu. It's up to you ;-) Za kilka dolarów miesięcznie możemy rozszerzyć program do wersji Pro, dzięki której otrzymamy dostęp m. in. do trenera audio czy planu treningów, ale dla osób początkujących jest to wywalanie kasy w błoto.
  2. MyFitnessPal – aplikacja do kontrolowania diety. Wpisujemy do niej każdy posiłek, a MyFitnessPal oblicza za nas spożycie kalorii oraz składników odżywczych, pokazuje ich niedobory oraz nadwyżki. Dzięki temu wiemy, ile danego dnia możemy ich jeszcze przyswoić. Fajna jest też możliwość liczenia szklanek wypitej wody, ale moim absolutnym faworytem w programie jest opcja pokazywania za ile czasu, przy zanotowanym odżywianiu, osiągniemy wymarzoną wagę. Warto dodać, że aplikację można zintegrować z Endomondo, dzięki czemu do naszego planowanego limitu kalorycznego dodawane są kalorie, które spaliliśmy podczas treningu. Zawsze to jakaś opcja, dzięki której możemy więcej zjeść ;-)
  3. MyDays - to taka babska aplikacja, która bada nasz cykl. Wpisujemy początek oraz koniec każdej miesiączki, a program oblicza terminy kolejnych, a także pokazuje czas owulacji i tym podobnych. My Days jest szczególnie przydatna, jeśli staramy się być na diecie. Dzięki niej zawsze wiemy, kiedy będziemy miały gorszy dzień i kiedy z czystym sumieniem, zamiast na trening, możemy się udać na piwo czy inne ciacho. Wydaje mi się, że MyDays może być też pomocne parom, które starają się o dziecko (w końcu pokazuje dni płodne), ale nie mam doświadczenia w temacie i jest to tylko moje nieśmiałe przypuszczenie ;-)


Monitorowanie poczynań dietetycznych i sportowych dla osoby początkującej może być nie tylko pomocne przy układaniu planu żywieniowo-treningowego, ale przede wszystkim może motywować. W końcu fajnie mieć na piśmie to, że danego dnia przestrzegałyśmy naszych postanowień. Ja do tej pory jak głupia liczę swoje treningi każdego miesiąca i przeklinam się, jeśli przerwa między nimi trwa dłużej niż dwa dni. Teraz korzystam głównie z Endomondo i MyDays, MyFitnessPal stał się trochę zbyt upierdliwy, poza tym nie potrzebuję już tak szczegółowej analizy moich posiłków. Spalam się głównie dzięki aktywności fizycznej, to zdecydowanie przyjemniejsze niż ograniczanie jedzenia ;-)


Wszystkie aplikacje są darmowe i dostępne na różne systemy, także nie macie nic do stracenia, no może poza paroma kilogramami. Enjoy ;-)  


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...