Fejm. Czasem zdarza się coś, co z
nie wiadomo jakich przyczyn znajduje się na ustach wszystkich.
Czasem są to majtki Dody na okładce tabloidu, czasem kilka słów
powiedzianych przez panią wicepremier, innym razem piosenka Pharella
Williamsa.
Pamiętam, że kiedyś po sieci krążyło
info o jakimś gigantycznym gradzie, który miał mieć miejsce w
lipcu. Oczywiście nic takiego się nie wydarzyło, ale nie znam
osoby, która nie miałaby informacji o tym zdarzeniu w swojej
skrzynce mailowej. Minęło kilka lat, czasy się zmieniły. Dziś
fejm roznosi się przez Facebooka. Spoko, gdyby nie on nigdy nie
dowiedziałabym się o tym, że można się jarać bieganiem po
schodach. A już na pewno nie o fakcie, że jest to dyscyplina
sportowa.
Tak moi drodzy, dobrze widzicie. Tower
Running. Bieganie w klaustrofobicznych klatkach schodowych, często
bez okien i klimatyzacji, a co za tym idzie pewnie w oparach potu
grupowo wydzielanego przez ludzi, których celem jest sięgnięcie
gwiazd. Brzmi nieco idiotycznie, nie?
Najsłynniejszy wyścig, który
rozsławił tę dyscyplinę to nowojorski bieg na szczyt Empire StateBuilding. 86 pięter, 1157 stopni. W Polsce po raz pierwszy ścigano
się na schodach nieistniejącego już budynku Poltegoru (85 metrów,
460 schodów) we Wrocławiu, a pierwsze krajowe mistrzostwa w tej
dyscyplinie odbyły się w Katowicach w hotelu Altus (30 pięter, 460
schodów).
Niby nic takiego, cóż więc się
stało, że bieganie po schodach zawładnęło wallami warszawskich
biegaczy? Ha! Zapisy dodatkowe na Bieg na Szczyt Rondo 1. No a skoro
wszyscy, to co, ja nie? Nic z tego :) Plan był taki, że wystartuje
cała drużyna pierścienia, ale moi kompani niestety nie wykazali
się refleksem. Tak, będę biec. Sama. Tak, nigdy tego nie robiłam,
tak, wyśmiałam tę dyscyplinę, a tak na serio to zorientowałam
się w co się wpakowałam, dopiero po otrzymaniu numeru startowego.
Bo jakkolwiek groteskowo by to nie
brzmiało, bieganie po schodach to bardzo wymagająca dyscyplina.
Żeby je uprawiać nie wystarczy na co dzień unikać windy, nawet
regularny jogging nie gwarantuje sukcesu. Oprócz żelaznej kondycji
przydaje się technika. Serio. Są klatki prawoskrętne i
lewoskrętne, do każdej z nich podchodzimy inaczej. To właśnie od
tego zależy, którą ręką i w jaki sposób będziemy odbijać się
o ściany, tudzież trzymać poręczy. Niezmienne jest to, że zawsze jedną stronę zostawiamy dla
tych, którzy się trochę bardziej śpieszą. Ważne jest też, aby
stawiać stopę na całej szerokości schodka i żeby pokonywać je
pojedynczo. Na radosne podskoki po dwie czy więcej sztuk, mogą
sobie pozwolić tylko najsprawniejsi. Zaleca się tylko wbieganie,
powrót powinien być spokojny. To trochę jak instrukcja używania
schodów ruchomych, co nie? Wiem, złośliwa jestem :-)
Prawda jest taka, że podczas wyścigów
po schodach nasze mięśnie są o wiele bardziej zaangażowane niż
podczas standardowego biegu. Poza tym rywalizujemy o czas – podobno
podczas tego wysiłku kwas mlekowy aż rozlewa się po naszym
organizmie. Chyba coś w tym jest. Nie sprawdzałam tego empirycznie,
ale oglądałam galerie z zawodów w necie. Wiecie co po biegu robią
uwiecznieni na zdjęciach zawodnicy? Głównie leżą ;-)
Taka sytuacja. Coś mi mówi, że już
15 marca spotka mnie kara za wieczne lenistwo, brak regularnych
podbiegów i naigrywanie się z tych zawodów. Pozostaje mieć
nadzieję, chociaż uda mi się zdobyć medal :) Będzie wesoło :)
P. S. Przypadkowo znalazłam stronę
Towerrunning World Cup. Nie wiem o co chodzi, ale skoro to coś
międzynarodowego, to musi być ważne. No, w każdym razie zobaczcie
jaka flaga widnieje przy pierwszym miejscu światowej, męskiej klasyfikacji :)
Brawo Piotr Łobodziński!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz