Etykiety

środa, 18 grudnia 2013

Dieta, dzień...


To jest post demotywujący. Nie czytaj go, jeśli właśnie jesteś na diecie, no chyba, że właśnie przebiegłaś 5 km, ewentualnie zrobiłaś Skalpel albo trening Insanity. Tylko wtedy, zamiast kapiącej ślinki, poczujesz politowanie wobec mojej słabości i poprawisz swoje samopoczucie.

Na codzień staram się odżywiać zdrowo. Udało mi się nawet uciec od fastfoodów, procentów i nocnych przekąsek. Ot, kwestia przyzwyczajenia. Wystrzegam się się słodyczy, czipsików i coli. Czuje się z tym dobrze, ale zdarzają takie dni jak dziś. Złe. Siedzę, myślę ocb, ale przede wszystkim mam ochotę na COŚ.

Dziś postanowiłąm odstąpić od codziennych przyzwyczajeń i zjeść coś co nie jest sałatką, kurczakiem, owsianką z ziarnami, serkiem wiejskim czy jogurtem. Pierwsza myśl, chlebek z masełkiem. Ale znam swoje możliwości. Kupuję pół chleba wiejskiego – zjem pół chleba wiejskiego. Z masełkiem. Nie, nie, nie. Zjem bułkę z szynką, pomyślałam.

\

Weszłam do sklepiku w metrze. Stanęłam na środku i zobaczyłam te wszystkie... no właśnie. Kilogramy ciast ze sztucznym kremem, nadmuchane buły i zmacane bochenki pieczywa. Tak długo powstrzymywałam się od takiego jedzenia, że nie mogłam się w tym sklepie odnaleźć. Wyszłam i skierowałam się do Osiedlowego, który w godzinach popołudniowych ma mocno przebrany asortyment. Kupiłam dwie grahamki i przyszłam do domu. Dresik, herbatka I kolacja.




Nawet nie zauważyłam, kiedy wciągnęłam całą czekoladę. O ile kawa do złagodzenia słodkiego smaku jest zupełnie zrozumiała, nie wiem, skąd mi się wziął ten banan na zagrychę.

Gardzcie, plujcie, wyzywajcie mój niecny występek! Cała tabliczka czekolady w 10 minut? Tak, potrafię. Zapewne tak jak wszyscy, którzy na codzień unikają niezdrowego/tłustego/kalorycznego jedzenia. I wszyscy ci, którzy są na diecie. Powiedzmy sobie szczerze, odmawiajac sobie na codzień czekoladki,ciasteczka,delicji czy tego co tam najbardziej lubimy ( a wszyscy wiemy, że najbardziej lubimy to, czego lubić nie powinniśmy), skazujemy się na takie ataki. Ale z drugiej strony, czy wciągając regularnie takie samkołyki, nie skazujemy się na wieczne niezadowolenie ze swojej sylwetki? Ja tam wolę dzień dyspensy ;-)

Jak by nie było po zapchaniu się czekalodą, poczułam się o niebo lepiej. Co prawda teraz zastanawiam się jak dużo czasu powinnam spędzić dziś w towarzystwie Chodakowskiej, aczkolwiek nie bardzo mam siłę się ruszyć. Jutro pewnie będą mnie pożerały wyrzuty sumienia, ale póki co jest mi błogo. Kochane kalorie :-) Wieczorem będzie piwo!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...