Etykiety

wtorek, 12 sierpnia 2014

Bez ograniczeń. Historia najtwardszej kobiety na świecie.



Lubię czytać książki. Niestety chyba mam ich na konice zbyt dużo, bo coraz rzadziej trafiam w nich na historie, które powodują podwyższenie ciśnienia, przyśpieszenie oddechu, ewentualnie zarwanie nocy. Książki o bieganiu nie przemawiają do mnie tymbardziej.



Zaczęłam od Murakamiego. Miła lektura, ale nie znalazłam w niej niczego odkrywczego (chłopie sama to przeżywałam!). Kupiłam Półmaraton Gallowaya, ale przejrzałam i odstawiłam na półkę. Wszystko co w nim jest już dawno czytałam w necie. Mam jednak typową kobiecą skłonność do włażenia z butami w cudze życie, więc chętnie sięgnęłam po biografię Chrissie Wellington – najtwardszej kobiety na świecie (jak ja!).





No więc Chrissie to brzydkie, zakompleksione dziecko. Jest kapitanem szkolenj drużyny pływackiej, kujonem, ma problemy z żywieniem. Chciałoby się powiedzieć – banał. Ale to już pewnie wiecie z innych blogów, więc nie będę się rozwodzić. Uprzedzę tylko, że te historie ciągną się przez pół książki. Mimo tego, warto przez nie przebrnąć, bo w końcu dochodzimy do momentu w którym Chrissie odkrywa alkohol. To właśnie tu powinna zaczynać się ta książka :)



Rozczaruje Was, nie bedzie tu opisów dzikich libacji. Chrissie, jak na babę przystało, szybko się nudzi i zmienia swój tryb życia o 180 stopni. Najpierw chce przebiec maraton (znowu jak ja!), później dochodzi rower, wracają treningi pływackie. W wieku trzydziestu lat postanawia zostać zawodową triatlonistką (mam jeszcze szansę!). I tu zaczyna się jazda. Prawdziwa, bez trzymanki, czy jak tam chcecie ;-)



Bardzo fajnie, bez niepotrzebnego patosu opisuje codzienne życie sportowca – żywienie, treningi, kontakty międzyludzkie (oł je!). Ale to co w tej książce najfajniejsze, to relacje z jej kolejnych startów. Są bardzo realne i pełne emocji. Mimo, że ciężko mnie ruszyć/wzruszyć (w końcu twarda jestem), w paru momentach wydawało mi się, że biegnę razem z nią (nie, nie brałam żadnych używek podczas czytania). Bez bicia przyznam się też, że zdarzyło mi się zacisnąć kciuki - bosz, żeby jej się udało! A jeśli komuś udaje się coś za każdym razem, to po pewnym czasie powinno wydawać się to oczywiste, prawda? Zapewniam Was, w przypadku tej książki wcale takie nie jest ;-)



Także jeśli chcecie się dowiedzieć jak to jest startować na Hawajach, pływać, jeździć, biegać z kontuzjami, przerywać start w mistrzostwach na wizytę w toalecie i nie wierzę, że to piszę, ale z kaczątka stać się łabędziem, z czystym sumieniem – polecam :) . 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...